Kiedy i dlaczego pojawił się u Ciebie pomysł na karierę prawniczą?
To dosyć zabawne, ponieważ prawo nigdy nie leżało w zakresie moich zainteresowań, zaś sam zawód prawnika nie plasował się nawet w pierwszej setce na liście pt. „kim zostanę jak dorosnę”. Myślę, że to seria (nie)fortunnych zdarzeń doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem – brak poszczególnych predyspozycji przekreślił moją karierę jako weterynarza, jak i archeologa. Artystą nie zostałam przez martwą naturę i ćwiczenia z kompozycji, które uważam za swoje Waterloo. Poniekąd właśnie ta przypadkowość obranej drogi, przejawia się obecnie w interdyscyplinarnej dziedzinie, którą się zajmuję, czyli prawie upadłościowym i restrukturyzacyjnym.
Jak wspominasz początki swojej kariery?
Początki mojej kariery, gdy syndykowanie było zajęciem zarezerwowanym dla mężczyzn, uważam za najtrudniejsze ale też najbardziej hartujące. Do tej pory z rozrzewnieniem wspominam swoje pierwsze postępowanie upadłościowe i niedowierzanie malujące się na twarzy upadłego, który dowiedziawszy się, że jego postępowanie będzie prowadził syndyk Jakubiec, spodziewał się czterdziestoletniego pana z wąsem. Jako, że moja aparycja oraz wiek, nawet teraz, znacząco odbiegają od przyjętej przez upadłego koncepcji, musiałam bardzo mocno się postarać, aby udowodnić, że licencję syndyka uzyskałam dzięki posiadanym kompetencjom, a nie szczęściu i protekcjom.
Jakie sprawy najczęściej trafiają w twoje ręce?
Z ciężkim sercem muszę przyznać, że aktualnie utrzymująca się tendencja obejmuje „sprawy spóźnione”. To te sytuacje, w których klienci za późno podjęli działania restrukturyzacyjne, bądź nie podejmowali ich wcale. To sytuacje, w których nie zdecydowano się w odpowiednim momencie na wsparcie prawnika, albo wręcz przeciwnie – zawierzono „doradcy finansowemu”, albo „doradcy prawnemu”, który utwierdził ich w przekonaniu o świetnej ofercie kredytu konsolidacyjnego. Wtedy nasza rola, jako doradców restrukturyzacyjnych, sprowadza się właściwie do zainicjowania postępowania upadłościowego.
Co jest najtrudniejsze w obszarze, którym się zajmujesz?
Myślę, że wspomniana wcześniej interdyscyplinarność „mojej” dziedziny. Prawo upadłościowe i restrukturyzacyjne to prawo, ekonomia, finanse i rachunkowość w jednym. To również gałąź gospodarki, w której funkcjonuje restrukturyzowany podmiot. Jak dotąd przyszło mi poznawać tajniki kolejnictwa, OZE, produkcji roślin piwnych, branży budowlanej począwszy od wykończenia wnętrz, po budowanie drapaczy chmur, branży farmaceutycznej, obróbki metalu, gospodarki odpadami, ochrony środowiska, IT czy drogownictwa. Żeby wiedzieć z jakimi problemami boryka się restrukturyzowany podmiot, muszę poznać rynek, w którym funkcjonuje. To jest właśnie jeden z elementów, który cechuje profesjonalistę, a na który mamy bardzo mało czasu.
Dlaczego wspieranie kobiet jest Twoim zdaniem istotne?
Myślę, że „wspieranie” to zbyt duże słowo. Uważam, że siła jest kobietą, niezależnie od tego czy mówimy o matce samotnie wychowującej dzieci, kobiecie rozbijającej szklany sufit w korporacji, pani domu, która postawiła na rodzinę, i mojej ulubionej „kobiecie 4 in 1” – matce, żonie, pomocy domowej oraz pracowniku roku w jednej osobie. Tym kobietom w chwilach zwątpienia wystarczy pokazać gdzie szukać, a znajdą rozwiązanie. Pamiętajmy, że powiedzenie „gdzie diabeł nie może…” nie wzięło się przecież znikąd. Z kolei, jakkolwiek pompatycznie to zabrzmi – im więcej rozwiązanych problemów, tym świat wydaje się lepszy.
Uważasz się za spełnioną kobietę?
O tym, mam nadzieję, będę mogła mówić za 40 lat, siedząc na tarasie i obserwując wnuki dewastujące mój ogród.