fbpx

Autorka historii:

Patrycja

Jak zamieniłam porażkę w sukces

Zaloguj się, aby oddać głos na tę historię

W oczach wielu jestem nikim, w oczach wielu jestem „kobietą po przejściach”, a w swoich oczach…tak, jestem super woman. Dlaczego? Moja historia jest długa i nadawałaby się na książkę, która być może – pomogłaby wielu innym kobietom. Przez wiele lat nie potrafiłam i chyba nadal trudno mi pisać o swojej historii, choć w głębi duszy wiem, że jest bardzo ważna. Ważna, ponieważ mogłaby pomóc wielu innym super woman w podobnej sytuacji, w której byłam wiele lat temu.

Jaka to historia?

Przede wszystkim historia opowiadająca o dziewczynie, która nie czuła się wartościowa. Jako nastolatka czułam się nieatrakcyjna i mało wartościowa. Gdzieś w głębi duszy czułam swój potencjał, jednak nie było wokół mnie nikogo, kto by go wspierał, motywował mnie, abym osiągnęła więcej. Z tego powodu najprawdopodobniej szybko wyszłam za mąż, za mężczyznę o 7 lat starszego.

Już w okresie narzeczeństwa dostrzegłam, że mój partner ma trudności w opanowaniu emocji. Największy ból sprawiło mi, kiedy pewnego dnia zaczął opowiadać mi rzeczy, o których nie mógł mieć pojęcia. Szybko zorientowałam się, że przeczytał mój pamiętnik. Bez większych oporów przyznał się do tego. Bardzo mnie to zabolało. Zerwałam zaręczyny, jednak on popełnił próbę samobójczą. Jego rodzina próbowała mnie obwinić za to, w jakim jest stanie. Uległam i ostatecznie wyszłam za niego za mąż. Niestety – mój mąż miał skłonności do stosowania przemocy. Wszystkie problemy rozwiązywał siłą i agresją. Kilka razy próbowałam odejść, jednak im dłużej trwało nasze małżeństw, tym było trudniej.

Pozew rozwodowy złożyłam, kiedy byłam w ciąży z drugą córką. Stwierdziłam, że nie pozwolę już dłużej znęcać się nad sobą i nienarodzonym dzieckiem. To był dobry krok. Po kolejnym krwotoku spowodowanym przemocą po prostu wyszłam z domu.

Dotarłam pod drzwi ośrodka dla kobiet doświadczających przemocy. To był punkt zwrotny. Tam usłyszałam, że dam radę, że poradzę sobie i że muszę definitywnie zakończyć ten związek.

Szybko odzyskałam siły. Rozpoczęłam studia podyplomowe, zajęłam się córeczkami. Jednak były mąż nie odpuszczał. Co kilka miesięcy wnosił nową sprawę sądową – o obniżenie alimentów (i tak bardzo niskich), o odebranie praw rodzicielskich, o kontakt z dziećmi. Sprawy sądowe toczyły się przez kilkanaście lat. Stres, niepokój lęk – niewyobrażalne emocje w walce o dzieci. Jednocześnie chciałam być matką, która nie wchodzi w rolę ofiary.

Postanowiłam wykorzystać moje doświadczenia, aby przełożyć je na wsparcie dla innych kobiet (i nie tylko). Zaczęłam zgłębiać zagadnienie dobra dzieci w sytuacji konfliktu rodzinnego. Po pierwszych dość nieudolnych mediacjach uznałam, że chcę poznać prawdziwe zasady prowadzenia mediacji. Zaczęłam zgłębiać wiedzę na temat mediacji rodzinnych, jakie prowadzi się w innych krajach. Rozpoczęłam studia doktoranckie. Odbyłam kilkuletnią własną terapię.

Wiele par poczuło, że wsparcie, którego udzielam jest poparte rzeczywistym doświadczeniem, a nie tylko wiedzą zaczerpniętą z książek. Pamiętam moje pierwsze rozprawy sądowe, mnóstwo błędów w walce o dzieci, które popełniałam. Mnóstwo emocji, zupełnie niepotrzebnych i szkodliwych. Dziś wiem, że gdybym spotkała osobę, która przeszła coś takiego i wie, jak się przygotować na podobne wyzwania, byłabym mniej poharatana, mniej sponiewierana. Być może jednak nie rozumiałabym tak bardzo czego można doświadczyć w polskich sądach, w relacji ze sprawcą przemocy w życiu, w którym każdy kolejny dzień jest wielką niewiadomą.

Mój były mąż potrafił w jeden dzień pozbawić mnie i dwie maleńkie córeczki dachu nad głową, wszystkich ubrań, mebli i niezbędnych do życia rzeczy. Pomogli mi przyjaciele, którzy oddali własną bieliznę i ubrania, abyśmy miały się w co ubrać. Mój były mąż potrafił chodzić do instytucji takich, jak uczelnia czy ośrodki pomocy społecznej, aby składać fałszywe zeznania, że dał mi pieniądze, aby odebrano mi zasiłki dla dzieci. Byłam przez wiele lat dręczona sprawami sądowymi i prawnikami, którzy mnie straszyli tym, że mnie zniszczą.

Jednak dziś jestem 40-letnią kobietą znającą swoją wartość. Moje córki są już dojrzałe i mają własne zdanie na temat życia i świata. Wiem, co to znaczy nie mieć zupełnie nic, poza jedną koszulą i łyżką zupy. Zimą chodziłam w butach, w których były worki, gdyż nieustannie przemakały a nie stać mnie było na nowe buty. Wiem też, że bez względu na to, co dzieje się w naszym życiu, możemy być silnymi i jednocześnie wrażliwymi kobietami, matkami, partnerkami. Przez wiele lat dążyłam, aby być szczęśliwa. Jednak przez te wszystkie lata sprawy sądowe się nie kończyły, problemy się pomnażały. Wiele osób nie miało pojęcia, że ja mogę przechodzić przez takie traumy. Cieszę się z tego. Potrafiłam siebie i dzieci ubrać tanio i dobrze na wyprzedażach, znajdować okazje, aby za grosze wyjechać na wakacje. Za niewielkie pieniądze zadbać o schludny wygląd i makijaż.

Teraz jestem dumna z tego, że moje córki widziały, jak radzić sobie w życiu. Dostrzegać piękno w drobnych rzeczach: w pięknym widoku, chwili spędzonej z bliskimi, ciepłej herbacie spędzonej w przyjemnej atmosferze czy batoniku podzielonej na nas trzy. Potrafię dostrzegać piękno w każdym dniu i być wdzięczna za tak wiele rzeczy…. choć tak wielu rzeczy nie mam.

Nie koncentruję się jednak na tym, czego mi brakuje. Dziś wiem, że szczęście to doznanie tu i teraz. To umiejętność dostrzegania tego, co nas wzmacnia w danej chwili. Bo zawsze będzie coś, co nam nie odpowiada. Lecz kiedy umiemy dostrzegać to, co daje nam siły i radości, możemy być szczęśliwi z tym, co mamy. Być może dla wielu osób to nie jest wiele, ale dla nas, to co mamy może być całym światem… dziś pomagam kobietom doświadczającym przemocy i toksycznych relacji, bólu po stracie, bólu fizycznego lub psychicznego.

Pomagam, ponieważ sama tego doświadczyłam. To jest wartość, która wiele mnie kosztowała, lecz teraz wiem, ile mogę dać innym, dzięki temu, co doświadczyłam. Moja 15 letnia córka zapytała mnie kilka dni temu, czym jest szczęście? A ja zapytałam – co czujesz, że DZIŚ daje Ci szczęście? Jeśli potrafisz to dostrzec, potrafisz czuć się szczęśliwą.

Wiem, że życie wielu kobiet nie oszczędza. Wiele z nas “musi” przez jakiś czas żyć w sposób, którego nie chce. Jak to przetrwać? Naucz się uważności na to, co ci daje radość, siłę, moc, energię. Koncentruj się na tym zwłaszcza w trudnych chwilach. Praca nad tym, co trudne jest ważna, jednak w momentach, kiedy będziesz wystarczająco silna i gotowa. Kiedy jest ci ciężko-potrzebujesz spojrzeć w górę, w słońce, w nadzieję. To nie jest moment na zagłębianie się w swoich lękach, bólu i traumach. Nawet, kiedy jesteś w “gównie” możesz patrzeć w górę i z wyjchodzić z klasa z trudnych sytuacji.

Naprawdę wiele zależy od tego, jak Ty czujesz się wewnątrz, a nie od tego, jakie są zewnętrzne okoliczności. Czekanie na to, aż będzie lepiej jest zgubne. Ja czekałam kilkanaście lat, aż zrozumiałam, że źródło szczęścia jest we mnie, a nie w zewnętrznych okolicznościach. I wiesz co się wówczas stało? Moje wnętrze zaczęło przyciągać z zewnątrz to, co było we mnie…Tego życzę i z całego serca, bo Ty też jesteś super woman!

Zaloguj się, aby oddać głos na tę historię

3 komentarze. Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wpisać prawidłowy adres e-mail.