Konfucjusz powiedział: „Człowiek ma dwa życia, to drugie zaczyna się, gdy uświadomi sobie, że ma tylko jedno”.
Moje drugie życie zaczęło się 1,5 roku temu, gdy chudsza o 10 kg (*), z diagnozą nieuleczalnej choroby, po 10 dniach na oddziale przekroczyłam próg szpitala z wypisem w ręce. Wyczerpana długą chorobą fizycznie, ale i psychicznie, po informacji od lekarza, że był tylko jeden przypadek wyzdrowienia powiedziałam sobie, że ja będę tym drugim. Wrócę do życia i będę spełniać swoje marzenia…
Od tamtej pory powoli, każdego dnia robię krok do przodu. Dziś wiem, że ciało choruje dlatego, że choruje umysł. Na swoich ramionach niesiemy duży bagaż doświadczeń, emocji, a także przekonań i programów. Nie da się go zostawić w ciągu krótkiej chwili, podczas gdy gromadziło się go przez tyle lat.
Uwalniając swój umysł od balastu odzyskuję siłę i naprawiam wszystkie sfery swojego życia.
-> Zmieniłam styl życia. Dbam o swoje ciało, ruszam się, dostarczam mu zdrowe posiłki, a przede wszystkim poświęcam mu czas. (**)
->Moja firma się rozwija. Robię projekty, o których nawet nie marzyłam. Klientów wpisuję na listę oczekujących mimo słabej sytuacji gospodarczej.
->Wychodzę ze sfery komfortu tak często jak to możliwe. Chodzę na spotkania z ludźmi. Wiele razy mi pomogli i wskazali odpowiedni kierunek, kiedy tego potrzebowałam. Zostałam nawet Kobietą Krakowa. Doświadczam nowych rzeczy i cieszę się tym co mam.
Nie boję się popełniać błędów i nie zmuszam się do niczego. Akceptuję swoją przeszłość i siebie samą. Uczę się kochać siebie i innych. Odrzucam negatywność (marudzenie, narzekanie, ocenianie itd.) Patrzę w przyszłość pozytywnie.
(*) – przy normalnej wadze 56 kg i 176cm wzrostu
(**) – w lutym będę robić pierwsze od pobytu w szpitalu badania. Wiem, że będą dobre, a nawet jeśli nie teraz to wkrótce.
Tak, było też pierwsze życie…
Pochodzę z dobrej, inteligenckiej rodziny. Rodzice wychowali mnie najlepiej jak potrafili. Skończyłam kierunek studiów uznawany za prestiżowy. Szybko znalazłam pracę i jak to zwykle bywa poznałam chłopaka. Był wykształcony, oczytany, komunikatywny, miał swoją działalność itd. Imponował mi i przyciągał jak magnes. Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Ani się oglądnęłam, gdy jego sprawy i problemy stały się również moimi. Moje życie przestało istnieć – żyłam tylko dla niego. Wciąż byłam potrzebna i wciąż dawałam mu swój cały czas, którego już nie miałam dla swoich znajomych (on znajomych nie miał).
Tymczasem on rezygnował z jednego biznesu, wchodził w kolejny. Pojawiali się podejrzani Inwestorzy i pieniądze, których zresztą ciągle było za mało. Zaczęły się pojawiać również długi i pozwy sądowe. Wierzyłam mu i ufałam bezgranicznie. Akceptowałam to, czego teraz nigdy bym nie zaakceptowała. Wybaczyłam nawet wtedy, gdy okazało się, że będzie miał dziecko (bynajmniej nie ze mną – na szczęście).
Byłam świadkiem w kilku rozprawach sądowych, uczestniczyłam w przeszukaniach policyjnych i byłam przesłuchiwana przez prokuraturę. To wszystko było bardzo stresujące i męczące. A mimo to nadal byłam przy nim wierząc, że jest niewinny.
Ta toksyczna relacja trwała 7 lat do czasu, aż pojawiło się nad nim widmo więzienia. Zapytał wtedy, czy jeśli zostanie skazany to z nim wyjadę, a raczej ucieknę. Ten jeden, jedyny raz moja odpowiedź brzmiała ,,nie”. To był początek końca. We mnie nie było już żadnych uczuć, była tylko pustka i chęć odzyskania świętego spokoju. Pewnego dnia bez zastanowienia oświadczyłam, że to koniec. Wtedy rozpętało się piekło trwające kolejny rok. Zaczął mnie nachodzić, nękać telefonami, mailami, smsami, które miałam wrażenie nigdy się nie kończyły. Groził samobójstwem. Przeprowadził się do bloku obok. Chodził tam, gdzie ja, prosił, groził i obrażał … A ja płakałam i czekałam, aż ten koszmar się skończy…
Jak łatwo można się domyśleć został skazany prawomocnym wyrokiem i uciekł z kraju. Zostawił dziecko i mnóstwo długów, które spłacają inne osoby.
Ja w tym czasie próbowałam odzyskać równowagę psychiczną wchodząc w nowe znajomości, uprawiając sport itp. Cały czas czułam jednak tą pustkę, czułam, że to moje życie nie jest takie jakie być powinno, że z jakiegoś powodu to wszystko mi się przytrafiło. Z jakiegoś powodu na swojej drodze spotkałam akurat jego.
Teraz już wiem, ale wtedy nie potrafiłam sobie pomóc … albo nie byłam na tą pomoc gotowa. Wraz z pandemią zaczęła się moja choroba. Najpierw wielki ból, a później gigantyczny stres wzmagający się za każdym razem, gdy miałam wyjść z domu. Każde jego opuszczenie wiązało się z wcześniejszym przygotowaniem listy toalet znajdujących się na drodze. Nikt nie potrafił tego zrozumieć. Lekarz przez telefon przepisywał mi środki psychotropowe, które nie dawały żadnej ulgi, a jedynie pozwalały spać. Nie było żadnej poprawy. Moje życie się skończyło. Firma praktycznie przestała istnieć… Z gorączką, anemią itd. trafiłam wreszcie do szpitala.