fbpx
POWIEDZIAŁ, ŻE CHCE ROZWODU, TYDZIEŃ PO PRZYJŚCIU NA ŚWIAT NASZEGO SYNKA
CHCIAŁAM ZE SOBĄ SKOŃCZYĆ, A TERAZ JESTEM SZCZĘŚLIWA JAK NIGDY DOTĄD!

WPADŁAM W CZARNĄ OTCHŁAŃ, GDZIE PANUJĄ CIEMNOŚCI

Tą historię, którą napisało moje życie wysyłam dziś w Wszechświat, wysyłam do wszystkich kobiet,  a w szczególności do tych, które dzisiaj są na zakręcie swojej drogi. Z wielką nadzieją i ufnością, że trafi do odpowiednich serc.

Jest sobota. Za oknem budzi się dzień. Promienie słońca nieśmiało tańczą i powoli wypełniają przestrzeń mojego pokoju. Najwspanialsza na świecie cisza przenika mnie pieszcząc moją duszę. Uwielbiam tą ciszę. W tej ciszy łatwiej odnaleźć siebie. W tej ciszy słyszę co do mnie mówi moje serce. W tej ciszy rodzi się moja przyszłość. Dziś to ja zarządzam swoim umysłem. Dziś to ja snuję plany na moje życie i cieszę się, że nim kieruję. Przejęłam stery w tej podróży i już nikomu ich nie oddam. Odnalazłam moje upragnione szczęście i zagubioną dziecięcą radość z zwyczajnych, zwykłych dni.

Leżąc otulona ciepłą kołdrą spoglądam na moje ukochane, śpiące dzieci i wspominając ostatnie trzy lata mojego życia uśmiecham się do siebie ciepło i za wszystko, co wydarzyło się w moim życiu dziękuję Bogu.

Jednak nie zawsze tak było. Droga do miejsca, w którym obecnie jestem była pełna bólu, cierpienia i łez. Pełna zakrętów, trudnych decyzji i wyborów. Jednym słowem życie. Dopadła mnie ta mroczna jego strona, ta która sprawia, że bliżej nam do śmierci niż do jego celebracji.

Ale cóż takiego się wydarzyło? Co wepchnęło mnie w tą beznadziejną otchłań mroku?

To bardzo banalna i prosta historia jakich wiele. Byłam żoną, matką, pracowałam. Wiodłam spokojne, ułożone życie. Aż nagle wszystko stanęło na głowie, ktoś postanowił wywrócić moje życie do góry nogami…

Wtedy myślałam i czułam, że mój świat się skończył, a ja wpadłam w ciemną dziurę, gdzie panują takie ciemności, których nigdy wcześniej nie widziałam i króluje przeraźliwie głucha cisza, która jednocześnie wrzeszczy mi nieustannie do ucha „to już koniec, to już koniec, już niczego nie będzie, wszystko się skończyło” i tak w kółko i w kółko. W mojej duszy nie było już nic. Moje niektóre zmysły gdzieś znikły. Nie czułam głodu, nie mogłam jeść, nie mogłam spać, nie miałam siły żyć. Nie słyszałam muzyki. Wciąż bez względu na temperaturę otoczenia telepało mnie z zimna. Słowa moich bliskich przelatywały gdzieś obok mnie. Teoretycznie żyłam, ale tak naprawdę mnie nie było. Czułam fizyczny ból z powodu mojego istnienia. Dzień mieszał się z nocą. Powoli płynęłam w otchłań rozpaczy.

W końcu moje ciało się zbuntowało, nie wytrzymało. Zaczęłam tracić przytomność. Zmierzałam w kierunku śmierci, choć nawet nie byłam tego świadoma. Na szczęście one wiedziały. Moje Anioły. Moja siostra, mama, i przyjaciółka. Zatroskane kobiety, które życie wcześniej postawiło na mojej drodze, jakby odgadując moją przyszłość. Podając mi rękę, która pomoże mi się z tego koszmaru wydostać. To one pilnowały mnie abym zjadła, pomagały mi przy dzieciach, namawiały mnie dość uparcie na wizytę u psychologa. Oj nie było to łatwe. Ale w końcu się poddałam. Dla świętego spokoju przed „natrętnymi babami” w moim życiu znalazłam Panią psycholog.  Wpisałam w wyszukiwarkę i poszło. Pierwsza strona jaka mi wyskoczyła była strzałem w dziesiątkę. Poszłam na spotkanie. Tam zrozumiałam, że walka, którą przyjdzie mi stoczyć będzie walką o moje dzieci. Wtedy nie myślałam wcale o sobie. Pomoc moim dzieciom okazała się motorem napędzającym mnie do podjęcia walki o nie, ale jak się później przekonałam głównie o samą siebie. Zaufałam, poddałam się ponieważ nie miałam pojęcia jak ruszyć z miejsca, jak zrobić kolejny krok. Widziałam wiele piętrzących się problemów, spraw do załatwienia, tematów do ogarnięcia, wszystko mnie przygniatało tak mocno, że nieruchomiałam na samą myśl o tym. Wtedy zaczęła się moja przygoda z Panią psycholog, która powiedziała mi: „Powoli. Spokojnie. Krok po kroku, nie wszystko naraz.” Poprosiła mnie o to, abym spróbowała przetrwać jedną godzinę dziennie bez natrętnych myśli angażując całą swoją uwagę na wybranym obiekcie. Było ciężko, ale dałam radę. Potem były dwie godziny. Też dałam radę. Te dwie godziny dziennie bez myślenia o tym, co się właśnie wydarzyło były dla mnie jak wspaniały dwutygodniowy urlop w przepięknym miejscu. Mogłam odpocząć od własnych zniewalających mnie myśli, które wciąż bzyczały mi w głowie. Mój umysł dawał mi wolne. Mogłam odpłynąć i nabrać sił. I tak powoli, bardzo powoli wykonując mozolną pracę każdego dnia wychodziłam z depresji. Pamiętam moje zaskoczenie gdy dziesięć miesięcy później myjąc wieczorem naczynia i rozmawiając z moimi dziećmi zaczęłam się śmiać. Ja zapomniałam co to śmiech. Najwspanialsze było w tym momencie to, że poczułam w sobie radość. Poczułam. I choć tylko chwilkę przemknęła przez moją duszę, choć były to tylko sekundy, okazało się to dla mnie szokiem. Wtedy uświadomiłam sobie, że zapomniałam, co to są emocje.  Sytuacja, w której się znalazłam odebrała mi uczucia. Wszystkie. Nie czułam nic. Ani złości, która być może powinna się pojawić, ani nienawiści. Nie czułam radości choćby z tego, że mam wspaniałą rodzinę i przyjaciół wokół siebie. Owszem mój umysł mówił mi: masz to, doceniaj, ale w sercu nie było nic. Aż tu nagle przemknęło. I choć to była tylko chwila, zapragnęłam całą sobą aby to uczucie powróciło i zostało już we mnie na zawsze.

Wtedy wszechświat podał mi ponownie swoją rękę. Od przyjaciółki dostałam książkę pt. „Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu” autorstwa Reginy Brett. Przeczytałam i zamarłam. Ujrzałam tam wiele z mojego życia. Odwróciłam się, spojrzałam  za siebie, na swoją przeszłość. I wtedy dotarły do mnie głęboko słowa Pani Reginy:

 „Życie jest za krótkie, żeby się nad sobą użalać. Zajmij się życiem albo zajmij się umieraniem.”

Pomyślałam, że wcale jeszcze nie chcę umierać i wybrałam życie. Postanowiłam, że nikt już nigdy nie będzie pisał do niego scenariusza. Tym razem to ja go napiszę.

No i zaczęłam pisać. Uważnie rozglądałam się dookoła wsłuchując się w to co mówi do mnie świat. Zaczęłam być bardziej uważna i otworzyłam się na to co przynosi mi każdy dzień. Korzystałam z każdej sposobności do rozwijania się. Pewnego dnia, w szkole moich dzieci miały odbyć się bezpłatne warsztaty psychologiczne, których celem była pomoc rodzicom w rozwiązywaniu problemów dzieci szkolnych. Bez chwili namysłu zapisałam się. Choć nie miałam dużych problemów z dziećmi uznałam, że każda wiedza jest cenna. Nie wiedziałam dokąd mnie zaprowadzi ta ścieżka, ale czułam, że nie bez powodu miały one miejsce właśnie teraz. Nie pomyliłam się. Ta wiedza będzie ze mną już zawsze i bardzo mi pomogła. Poznałam również wspaniałych ludzi i ich trudne historie, co również okazało się niezwykłym doświadczeniem.

Postanowiłam, że każdego dnia napiszę na małych karteczkach to co spotkało mnie w tym dniu dobrego. Cel: trzy rzeczy, za które chcę podziękować. Wrzucałam je do słoika aby mieć zastrzyk wsparcia gdy przyjdzie gorszy dzień. Niektórzy zbierają drobne, aby po pewnym czasie kupić sobie coś ekstra. Ja zafundowałam sobie też coś ekstra. Byłam zdumiona jak wiele spotyka nas dobrego, a my goniąc codziennie nawet tego nie dostrzegamy. Słoik się wypełnił, a ja nie potrzebowałam już zapisywać swoich karteczek wdzięczności, ponieważ to zamieszkało we mnie.

Zaczęłam na nowo czytać książki. Interesowały mnie pozycje z zakresu psychologii, samorozwoju ale także te lekkie, aby przez chwilę oderwać się od teraźniejszości.

Zrobiłam porządek w swoim życiu.

Wyrzuciłam to co jest zbędne i tak naprawdę nie pomagało mi iść dalej. Wyrzuciłam zbędne przesądy, rozprawiłam się ze swoimi błędnymi przekonaniami, które wtłaczano mi do głowy przez lata. Stanęłam twarzą w twarz ze swoim strachem, który mnie ograniczał a istniał tylko w mojej głowie. Rozpoczęłam pracę nad własnym umysłem i emocjami aby przejąć ster w mojej podróży zwanej życiem.

Przestałam oglądać telewizję i słuchać radia. Za dużo tam przemocy, nienawiści, manipulacji i złych informacji. Nawet moje dzieci zauważyły, że tam jest wciąż mowa o tym co złe, a ludzie tylko się oceniają i krytykują.

Zaczęłam wsłuchiwać się w to co mówi do mnie moje wnętrze. A mówiło cichutko i nieśmiało. Na początku tylko szeptało. Musiałam na nowo odnaleźć siebie, na nowo zdefiniować swoje pragnienia, które gdzieś w swoim życiu zagubiłam. Dzień po dniu odkrywałam siebie na nowo. A to co ukazywało się moim oczom wciąż mnie zadziwiało. I tak z szczerą radością dziecka zaczęłam widzieć świat zupełnie inaczej.

Odnalazłam moje Anioły. One były ze mną od zawsze choć nie zdawałam sobie z tego sprawy. W swoim otoczeniu miałam i nadal mam kilkoro przyjaciół, do których zawsze mogłam wykonać tzw. telefon ratunkowy lub skoczyć z nimi na kawę. Oni przez cały ten trudny czas byli przy mnie. Wysyłali mi wiadomości, wiersze, modlitwy, przywozili przepiękne magnesy z dalekich podróży. Poświęcili swój cenny czas nie oczekując jednocześnie niczego w zamian. Wspierali radą, pocieszali albo twardo stawiali do pionu. Wtedy zrozumiałam, że jestem szczęściarą. Los podarował mi tak wielu wspaniałych ludzi na mojej drodze.

Wszystko  zdawało się być lepsze. Każdego dnia robiłam postępy. Moje życie stawało się coraz bogatsze, relacje z ludźmi wchodziły na zupełnie inny poziom, w pracy wszystko się układało. Jednak cały czas gdzieś głęboko tkwił we mnie przygniatający mnie żal. Przeszłość wciąż była we mnie i dociskała mnie do ziemi. Nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Czułam, że chcę zacząć latać ale coś nie pozwala mi się wzbić w powietrze. Wtedy po raz kolejny przemówił do mnie wszechświat. Znów wyciągnął do mnie rękę i przyszły do mnie słowa mojej mamy: ” Dziecko, przyjdzie taki czas, że będziesz musiała przebaczyć.” Moje ciało przeszył ból. Sparaliżowało mnie. Przebaczyć? Nie życzę nikomu nic złego, pomimo tego co spotkało mnie i moje dzieci. Czy to nie wystarczy? I o ile jeszcze przebaczenie krzywdy jaką wyrządzono mnie uznawałam za możliwe w przyszłości, tak przebaczenie krzywd moich dzieci było oderwane od rzeczywistości. Moja mama spokojnie jednak kontynuowała: „Musisz przebaczyć. Jeżeli tego nie zrobisz, będzie Cię to niszczyć od środka” Miała rację. Uchyliłam zatem drzwi i zaprosiłam przebaczenie do mojego życia. Zaczęłam pracować nad nim. I choć na początku nie było to najszczersze przebaczenie na świecie, to z czasem się to zmieniło. Pozwoliłam w ten sposób odejść przeszłości, zaakceptowałam fakt, że się wydarzyła i dzięki temu zrobiłam więcej przestrzeni na niezwykłą przyszłość.

Dziś już wiem, że w życiu nie ma przypadków.

Wszystko co nas spotyka niesie w sobie wiadomość o nas samych. Pytanie tylko czy chcemy i odważymy się tą wiadomość odczytać.

Tylko od nas zależy czy potraktujemy to co nas spotkało jako lekcję do odrobienia, czy zatrzymamy się na chwilę aby dać sobie szansę by poznać siebie, zajrzeć na tyle głęboko by zrozumieć czego chcemy, kim chcemy być i jak ma wyglądać nasza dalsza podróż. Czy zdołamy zaakceptować to co się wydarzyło by móc zostawić to za sobą.

To nasz wybór, a nie przypadek decyduje o naszym życiu. Trudne okoliczności potraktowane jako lekcja mogą nas tylko wzmocnić. Każdy z nas może sam zdecydować ile jest wart i jaką rolę chce odegrać we wszechświecie.

Wersji naszego życia może być wiele. Jest ta łatwa, która nie wymaga zbyt wiele wysiłku, ale daje tylko namiastkę życia. Jest również i ta trudna, która wymaga od nas przyjęcia wyzwania, które rzuca świat i stawienia się do walki.

Świat czeka na Ciebie. Masz tyle do zrobienia, tyle do zobaczenia. Możesz śpiewać, pisać, tańczyć, tworzyć, podróżować… Możesz kochać, płakać i śmiać się. Przeżywać życie całym sobą. Czerpać z niego nieskończenie. Możesz wszystko. Możesz być kim chcesz i żyć jak chcesz.

Możesz dalej wciąż śnić ten sam sen, ale możesz również się obudzić, by Twoje nowe życie było o niebo lepsze od tego poprzedniego, by przestać chodzić, a zacząć latać, by być może nareszcie odnaleźć lub na nowo zdefiniować swoje szczęście.

Dziś z większą wyrozumiałością patrzę w swoją stronę. Doceniam i dostrzegam nie tylko innych, ale również siebie. Dziś w moim życiu są moi najbliżsi, pozostało wielu prawdziwych przyjaciół ze starych czasów. Inni odeszli. Pojawiło się wielu nowych, wspaniałych ludzi, którzy wzbogacają mój dzień. Dookoła mnie jest tak wielu dobrych ludzi i o dziwo jest również miejsce dla mnie.  Dziś nadal kocham innych, ale nauczyłam się również kochać siebie.

Jeżeli miałabym w jednym zdaniu wypowiedzieć swoje przesłanie do kobiet, to byłoby właśnie takie:

Poznaj siebie i pokochaj, a potem tą miłość wysyłaj w wszechświat każdego dnia.

Gdy pokochasz siebie, poczujesz się dobrze sama ze sobą, poczujesz jaka jesteś wartościowa i silna. Staniesz się miłością. Ona zamieszka w Tobie, a to sprawi, że nie będziesz już uzależniona od miłości i akceptacji innych.  Twojego wewnętrznego spokoju nie będzie mógł zburzyć nikt. Wtedy zaczniesz promieniować nią, a cały wszechświat będzie działał potajemnie, aby świat wokół Ciebie się zmienił. I się zmieni. Zaczną dziać się cuda, a życie odsłoni przed Tobą zupełnie inne, nieznane do tej pory swoje oblicze.

Bez względu na to na jakim zakręcie dzisiaj jesteś, nie musisz być tam sama. Wystarczy poprosić o pomoc, zaufać innym ludziom i uwierzyć, że dla Ciebie też w końcu zaświeci słońce. A potem podjąć decyzję i walczyć o każdą kolejną godzinę, o każdy kolejny dzień.  Proszenie o pomoc to nie oznaka słabości. Wprost przeciwnie, trzeba mieć w sobie dużo odwagi i pokory, by przed całym światem umieć powiedzieć: „nie wiem”.

Puenta psychologa Anny Preis

Czasami w naszym życiu osiągamy szczyty, czasami niestety wpadamy w okropną otchłań, z której ciężko się wydostać. Tak też było w życiu bohaterki tej historii. Problemy życiowe odebrały jej chęć do życia. Przewlekły stres, który jej towarzyszył w trakcie życiowych trudności prawdopodobnie doprowadził do depresji, z którą się zmagała. Choroba ta dopada bardzo wiele kobiet i szacuje się, że w Polsce choruje na nią ok 1,5 mln Polaków. Na szczęście nieustanne wspacie bliskich jej kobiet i praca z psychologiem pozwoliły bohaterce uwolnić się od tej choroby. Na pewno nie stało się to z dnia na dzień, gdyż proces zdrowienia jest długotrwały i wymaga wiele pracy nad sobą. Superbohaterka wykazała się wytrwałością i pokonała chorobę, a momentem zwrotnym był na pewno moment przebaczenia krzywd. Często poczucie krzywdy, żalu, niemożność przebaczenia drugiej osobie są czynnikami, które jak kula u nogi trzymają nas w miejscu. Dopiero pogodzenie się z przeszłością i przebaczenie pozwalają nam ruszyć do przodu i w końcu cieszyć się życiem.

2 komentarze. Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wpisać prawidłowy adres e-mail.