fbpx

Autorka historii:

Magda

Walka o Marzenie: Historia o Miłości, Wytrwałości i Rodzicielstwie

Zaloguj się, aby oddać głos na tę historię

Historii takich jak moja są tysiące. Długo zastanawiałam się, czy ją opisać ale robię to właśnie dla kobiet takich jak ja…

Jestem najstarszym dzieckiem z pięciorga. Zawsze miałam potrzebę opiekowania się rodzeństwem, zwłaszcza, że mieszkaliśmy na wsi i rodzice byli zapracowani. W wieku 17 lat poszłam do pracy, by pomóc rodzinie. Poznałam swojego obecnego męża, gdy miałam 11 lat, a gdy miałam 16 lat zaczęliśmy się spotykać. Po 5 latach wzięliśmy ślub i zamieszkali w moim rodzinnym domu. On pracował jako kierowca, a ja prowadziłam dział sprzedaży w hurtowni budowlanej. Żyliśmy szczęśliwie.

Po kilku latach zaczęliśmy starać się o dziecko

i tu zaskoczenie…okazało się, że my, dzieci z epoki Czarnobyla obydwoje mamy problem. zaczęliśmy wędrówki po lekarzach, robienie wyników , badań i różnych dostępnych wówczas procedur . Po kilku nieudanych próbach, na prośbę męża zgodziłam się nawet na inseminację nasieniem dawcy, co było dla mnie wielką traumą i po tym zrezygnowałam z dalszych starań.  Jednak po roku postanowiłam się nie poddawać, znalazłam innego lekarza, który zaproponował nam in vitro. Procedura  była kosztowna i nie refundowana ale w tym przypadku nie liczą się koszty. 

Po kilku dniach lekarz napisał, że dwa pozostałe niestety obumarły i nie mieliśmy kolejnej szansy. Załamana już załatwiłam pieniądze na kolejny zabieg, ale nie był on potrzebny, bo okazało się, że jestem w ciąży i to bliźniaczej!!!

Dokładnie 8 miesięcy później w dzień ojca przyszli na świat nasi synowie.

Jeden syn urodzi się z poważną wadą układu moczowego, która wymagała bardzo rozległej operacji. Życie przewróciło nam się do góry nogami-dwoje dzieci na raz ale stałam się matką na 200%. Najgorsze wspomnienie… krzyk dziecka wybudzonego z narkozy po zabiegu i brak możliwości ulżenia mu w bólu. Były też poważne powikłania i tylko dzięki temu, że byłam czujna, syn uniknął sepsy, a brakowało kilku godzin… Ale mamy to za sobą.

Gdy urodziły się nasze dzieci, mój mąż zrezygnowała z pracy za granicą i przejęliśmy prowadzenie hurtowni budowlanej.

 Niestety przez kilku dłużników zaczęliśmy mieć zatory finansowe i w 2016 roku firma mojego męża zbankrutowała. Ja miałam już swoją firmę o zbliżonym profilu, więc rozszerzyłam działalność i chciałam nadal zajmować się tą branżą.

Mąż załamał się po swoim upadku. 

Ktoś musiał być twardy, ktoś musiał zająć się dziećmi, mężem patrzącym w sufit i straszącym mnie co kilka dni, że się targnie na siebie. Woziłam dzieci do szkoły, później jechałam na kilka godzin do firmy, bo ktoś musiał przecież zarabiać na utrzymanie rodziny, odbierałam dzieci i wracałam do domu ze strachem, czy mąż nie spełnił swoich gróźb. Wspierałam męża i dbałam o niego, by czuł się bezpiecznie. 

Zajęłam się wszystkimi sprawami związanymi z upadłością jego firmy, opłaciłam adwokatki, które go wszędzie reprezentowały. 

Po 2 latach mąż się pozbierał i zaczął pomagać mi w pracy. Niestety próbując ratować jego firmę zaciągnęłam kredyty na siebie. Było ciężko, więc zmobilizowałam męża by poszukał sobie pracy abyśmy mieli inne źródło dochodu. Jako zawodowy kierowca bardzo szybko znalazł zatrudnienie. Miało być już lepiej , ale los miał inne plany względem mnie. 

Zostałam sama w sklepie budowlanym i niestety tak niefortunnie podniosłam worek z zaprawą, że uszkodziłam nerw kulszowy i nie mogłam chodzić od listopada do lutego.

W tym czasie mój sklep był zamknięty i nie przynosiła żadnych dochodów. W lutym wypowiedziano mi umowę najmu pomieszczeń, w których prowadziłam działalność, miałam zaległości w ZUS więc straciłam ubezpieczenie, jak nie zapłaciłam kilku rat kredytów, to zaczęły się wezwania i windykacje. Jednym słowem też zbankrutowałam. Nie miałam już do czego wracać i wstydziłam się pokazywać ludziom na oczy. 

Kilka miesięcy nie wychodziłam z domu, siedziałam pół dnia sama z pozasłanianymi roletami, ze strachem jak ktoś pukał do drzwi. Samotna, bez wsparcia, przerażona. Mój mąż miał swoją pracę i nie dał mi takiego wsparcia jak kilka lat prędzej ja jemu. Sprawdziło się Nawet rodzice mieli mi za złe, że im wstyd przyniosłam. I co miałam zrobić?

Ja nie chciałam zbankrutować, nie zrobiłam tego specjalnie.

Wszystko co miałam włożyłam w firmę, zawsze na czas płaciłam Zusy, podatki, raty i pensje dla pracowników. Nie żyłam ponad stan, nie wybudowałam domu, nie kupowałam drogich samochodów, jedynie raz w roku jechałam na wakacje do Chorwacji bo tam było taniej niż w Polsce.

W takiej ciężkiej chwili nie dostałam wsparcia od najbliższych tylko od obcych. Miałam jedną przyjaciółkę, która mnie nie opuściła. 

Życie na mojej drodze postawiło też kobietę, która napisała książkę: Tak, prawo przyciągania działa”

To ona postawiła mnie na nogi, pomogła odbudować poczucie własnej wartości. Pokazała, że nie ja pierwsza i nie ostatnia znalazłam się na takim zakręcie życiowym i że to tylko ode mnie zależ, czy z niego wyjdę. I wyszłam…moja przyjaciółka wyciągała mnie z domu, robiłyśmy spotkania pielęgnacyjne dla kobiet, bo poznałyśmy się w MLM-ie kosmetycznym. Zaczęłyśmy planować otwarcie Studia dla kobiet, w którym mogłyby zadbać i twarz i ciało. Niestety pandemia trochę opóźniła nasze plany, ale dla mnie to był czas poszerzenie horyzontów i zdobycie nowych umiejętności. 

Zrobiłam kurs masażu Kobido, szkolenia z zakresu nieinwazyjnych zabiegów poprawiających kondycję skóry twarzy i ciała.

 Zaczęłam najpierw sama robić zabiegi w domu dla znajomych, później miałam coraz więcej klientek. I już myślałam, że będzie dobrze, że zaczyna się układać, dzieci odchowane, mąż ma pracę, ja sobie radzę, choć nadal mam nie zamkniętą firmę przez co nie mogę starać się o upadłość konsumencką. Miałam się tym zająć w 2022r ale spadło na mnie coś zupełnie niespodziewanego. 

Po 28 latach wspólnego życia mój mąż odsunął się ode mnie, zaczął uciekać w samotność, mówił, że nikogo i niczego nie potrzebuje, miał wahania nastroju od apatii po wybuchy złości. 

Tłumaczyłam jego zachowanie jako wynik choroby, bo ma zdiagnozowaną boreliozę, której nie chce leczyć. Z czasem jednak usłyszałam, że coś w nim pękło, że potrzebuje czasu… starałam się odzyskać jego uczucia, robiłam naprawdę wszystko. On w zamian za to odsuwał się jeszcze bardziej, ignorował , był oziębły, unikał kontaktów, odciął się finansowo choć mieszkaliśmy w jednym domu i mamy wspólne dzieci. 

Gdzieś z tyłu głowy od początku wiedziałam, że coś się zmieniło-kobieta to czuje… nie chciałam jednak dopuszczać tej myśli do siebie i sama przed sobą go usprawiedliwiałam. Ja płakałam, a on krzyczał, że go irytuję. Przestał do mnie mówić kochanie i skarbie, bo pisał to do kogoś innego, mnie nie dotykał, bo inną całował na powitanie.

I wiecie co-frajerka ze mnie bo po tym co przeczytałam pozwoliłam mu zostać. 

Obiecał, że odbuduje zaufanie, że ja i chłopcy jesteśmy dla niego najważniejsi. Przez to, że pozwoliłam mu zostać, on stracił do mnie całkowicie szacunek. Nie dotrzymał słowa, nie sprawił, że poczułam się tą jedyną. Wręcz przeciwnie, jest jeszcze gorzej. Jakby miał pretensje, że odkryłam jego flirt. Wyprowadzić się nie chce, rozwodu nie chce i żyć razem też nie chce. On chce tylko z nami mieszkać, aby być blisko dzieci ale ja mogę dla niego nie istnieć. Kochałam go bardzo i walczyłam o nasze małżeństwo przez rok, ale już mam dosyć tego bólu i czucia się nikim dla kogoś, kto dla mnie był całym światem.

Co będzie dalej? Nie wiem…ta część historii nie ma jeszcze happy endu.

Wiem jedno, chcę być szczęśliwa, zasługuję na to. 

Doprowadził mnie do takiego stanu, że rozwód jest dla mnie jedynym rozwiązaniem, bo on nie chce rozmawiać, współpracować, dać coś od siebie.

Od kilku miesięcy pomagam mojej przyjaciółce w prowadzeniu jej Studia Urody.

Na tyle mi zaufała, że praktycznie prowadzę je sama. Dbam bardziej niż o swoje, bo na swoim to można sobie czasami coś odpuścić a ja daję z siebie 200%. Pracuję bardzo dużo, bo sama utrzymuję dom i dzieci, ale dla mnie to nie jest praca bo ja kocham to co robię. Praca pomogła mi przetrwać ten koszmar. Przyciągam same cudowne kobiety, które dają mi dużo wsparcia i ciepła. Nie wstydzę się mówić o tym, co się wydarzyło w moim życiu, bo nie czuję się temu winna -ja nie zrobiłam nic złego a wierzcie mi, robi się o wiele lżej, gdy okazuje się, że jest wiele kobiet w takich sytuacjach i można się nawzajem wspierać.

Po tym ciosie też się podniosę i wiem, że będzie jeszcze pięknie…

Historii takich jak moja są tysiące. Długo zastanawiałam się, czy ją opisać ale robię to właśnie dla kobiet takich jak ja.

Zaloguj się, aby oddać głos na tę historię

7 komentarzy. Zostaw komentarz

  • Avatar
    ilona.kusia
    12 lutego 2023 11:02

    “Kobiety z natury są aniołami, ale gdy ktoś podetnie im skrzydła, kontynuują lot na miotle ;)” Trzymaj się Madziu, jesteś wspaniałą, piękną i mądrą KOBIETĄ 😘

    Odpowiedz
  • Avatar
    justyna.danielewicz
    11 lutego 2023 20:41

    Powodzenia 🙏❤️

    Odpowiedz
  • Avatar
    Katarzyna Kwiatkowski
    11 lutego 2023 19:54

    W mojej rodzinie także zdarzyło się coś podobnego. I to nie tylko w jednym związku. Na siedem związków małżeńskich tylko jeden jest trwały i szczęśliwy. Wszystkie inne się posypały. Nie wiem, co niektórzy faceci mają w głowach…
    Zagłosuję na historię tej dziewczyny, bo cieszy mnie to, jak wychodzi na prostą, pomimo, że praktycznie całe życie miała „pod górkę”. Jest fighterką i wiele innych, nieszczęśliwych w swoich związkach kobiet, może brać przykład z naszej bohaterki.

    Odpowiedz
  • Avatar
    anna.bartusiak
    11 lutego 2023 19:20

    Jestes moja Bohaterką ❤️

    Odpowiedz
  • Jesteś Superwomen

    Odpowiedz
  • Madziu jesteś niesamowita , silna kobieta i wspaniała mama oraz koleżanka ! Twoja historia może być inspiracja i wsparciem dla tysięcy kobiet w Polsce ❤️❤️❤️❤️Dziękuje

    Odpowiedz
  • Jestes superwomen.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wpisać prawidłowy adres e-mail.