fbpx

Autorka historii:

Joanna Staruszkiewicz

Joanna Staruszkiewicz superwoman

Różnorakie historie kobiet pokazują innym kobietom, że drzemie w nich wewnętrzna siła, która mogą uwolnić by realizować swoją pasję i cele

Zaloguj się, aby oddać głos na tę historię

I ja opowiem Ci swoją historię.

Mam 27lat i całe piękne życie przed sobą. Poznaję mojego przyszłego męża Marka i czas nabiera sensu a wokół płynie morze miłości. Wielkie plany i nadzieje.

Ot tak zakładam aparat ortodontyczny, żeby na ślubie być piękną i wyjątkową panną młodą. Przecież cały świat stoi przede mną otworem. Sielanka trwa.

Ściągam aparat ortodontyczny po 2 latach i nagle okazuje się, że zęby szczęki dolnej ruszają się i chybotają chcąc jak najszybciej być poza zgryzem. Szok i niedowierzanie.

Piękna bajka zamienia się w horror.

Już wiem, że stracę zęby ale najgorsze dopiero miało nadejść.

Diagnoza brzmiała jak wyrok.

„Straci Pani zęby. Najpierw wypadną jedynki, potem dwójki i tak kolejno.

Już nigdy nie pocałuje pani najbliższych. Pani Kości są słabe i nastąpi ich stopniowa recesja, co uniemożliwi osadzenie na szczęce dolnej nawet zwykłej protezy. Nie możemy nic więcej zrobić.”

Życie straciło sens. Pierwszy wieczór był najtrudniejszy. Tony wątpliwości, myśli i strachu. Wsparcie rodziny było jednak nieocenione. Usłyszałam: „Damy radę”.

Rozpoczęłam najdłuższą walkę w moim życiu. Ale żeby wygrać wojnę musiałam przejść zwycięsko 19 bitew- operacji, trudnych i wymagających. Stawiającym mnie w konfrontacji z bólem i niepokojem, tomografami, zdjęciami, konsultacjami  i grantami. Przy piętnastym zabiegu zapytano mnie czy dam radę, czy kontynuujemy. Wtedy też, miałam więcej siły niż kiedykolwiek. Podjęłam dalszą drogę świadomie z wizją lepszego, normalnego życia.

Przeszczepiono mi kości z drukarki 3D. Przyjechały z Meksyku a sterylizowane były w Warszawie. Na owe czasy był to wielki wyczyn. Powtórzono próbę. Po dwóch kolejnych operacjach usłyszałam:  „udało się, kości się przyjęły”. Światełko w tunelu…badania, suplementacja, dieta…świat nabrał innych barw. Życie stało się kolorowe i pełne chęci do działania.

Jeśli kości się przyjęły to mogę i mieć zęby. To w końcu stało się moją myślą przewodnią.

Przedstawiono mi procedury dalszego postępowania i ustaliliśmy plan leczenia.

Wielki dzień nadszedł. Przed zabiegiem, w poczekalni siedział pan. Nie pamiętam jego imienia, mimo, że się przedstawił. W tak wielkim stresie słyszałam jedynie własne myśli i to co wypuszczałam ustami. Wiele treści i słowotok opowieści całego mojego życia. Zostałam zaproszona na zabieg. Z przyjemnością chciałam nieznajomego przepuścić. Zaproponowałam jego pierwszeństwo. Sugerowałam się długością mojego zabiegu i jego oczekiwaniem w nieskończoność. Usłyszałam, że Pan poczeka. Po przygotowaniu mojej osoby, zostałam zapytana czy jeszcze jedna osoba może być obecna przy operacji. Zgodziłam się bez namysłu. Leki działały cuda. Wszedł Ten Pan, ten z poczekalni. Okazało się, że jest przedstawicielem a raczej szefem firmy implantologicznej. Moje zdziwienie było ogromne. Ale zabieg czas było zacząć. Osadzono mi zęby w nowym modelu obciążeniowym. Udało się.

Po zabiegu w recepcji , podszedł do mnie Owy  Pan i przekazał wiadomość, że implanty mam od niego w prezencie. Zaniemówiłam. Powiedziałam, że nie mogę przyjąć tak wielkiego prezentu, że się nie godzi. Usłyszałam wtedy , żeby nie odmawiać i za jakiś czas pokazać się… i wyjść na scenę jako nowy człowiek.  Dostałam prezent. Najwspanialszy i najcenniejszy w tamtym momencie. Służy mi po dziś dzień. Kompletna szczęka dolna z pełnym uzębieniem.

Pamiętam jak po  19-stym  zabiegu przekazano mi informację, że leczenie chirurgiczne dobiega końca. Pozostaje kosmetyka twarzy, zajęcia z logopedą, ćwiczenia z fizjoterapeutą i odpowiednio dobrane aparaty ortodontyczne połączone z suplementacją i pielęgnacją zębów. Dostałam nawet zęby na wymianę w razie wypadku😉

Wielka nauka i ogrom pracy oraz cierpienia, które tylko moje serce mogło zmieść.

Kiedy już myślałam, że mam wszystko za sobą chciałam z wielkim entuzjazmem zacząć życie na nowo…raczej od dziś…!Bo jak mawia Marianna Gierszewska :

NIE DA SIĘ ZACZĄĆ ŻYCIA OD NOWA…ALE DA SIĘ ZACZĄĆ ŻYCIE OD DZIŚ!

Nowe życie to i walka o nowe życie. Bardzo chciałam zajść w drugą ciążę, żeby mieć kogo wycałowywać przez kolejne lata. Niestety marzenie odsuwało się w czasie coraz bardziej. Histeroskopie zwiadowcze, przepływy i udrażnianie jajowodów, laparoskopie, usuwanie zrostów w otrzewnej…po kilku kolejnych zabiegach mój mąż powiedział starczy. Stwierdził, z całą stanowczością, że nie mogę tak więcej cierpieć. Zmęczona i zrezygnowana przyznałam mu rację. I  wtedy…

Rozpoczęły się plamienia. Tłumaczono mi ich obecność stresem, przemęczeniem i przesileniem. Odbijałam się od doktora do profesora. Aż pewnego dnia usłyszałam diagnozę i jednocześnie wyrok:” Dziecko ty masz guza. Potworniaka. Ty musisz iść na operację. On okala cały lewy jajnik.”

Operacja odbyła się dwa dni później we Wrocławiu. Guz został wyłuskany ale nie udało się uratować całości jajnika. Jak się później okazało drugi , prawy był niedrożny.

Los po raz drugi pokazał mi gdzie moje miejsce a raczej moją drogę i jej kierunek, po dziś dzień uczę w szkole. Nie mogłam mieć więcej własnych dzieci to uczę cudze.

Życie mnie ukształtowało, pozwoliło dokonać wyborów, trafnych i tych nieudanych. Bo…Są tylko dwa sposoby na życie. Jeden to życie tak, jakby nic nie było cudem. Drugi tak, jakby wszystko nim  było.” Albert Einstein

Wychodziło mi naprzeciw każdego dnia. A ja zawsze poprawiałam koronę i szłam dalej.

Dziś ja niepoprawna poszukiwaczka szczęścia, mam 42-dwa lata, 16-letniego syna, w szkolę uczę już 17 lat, i wciąż mam tego samego pierwszego mężą😊

Każdego dnia cieszę się, że mam swoje życie ze wszystkimi poniedziałkami w miesiącu i później i roku.

Wstać rano, zrobić przedziałek i się odpieprzyć od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo, nie ustawiać sobie za wysoko poprzeczki i narzucać planów, którym nie można sprostać. Bez egoizmu, ale bardzo starannie, dbać o siebie i o swoje własne uczucia. Poświęcać się temu, co sprawia przyjemność. Ja zapisuję rano, co mam zrobić. A chwilę potem skreślam połowę. To bardzo ważne, by siebie samego nie nastawiać na dzień czy na całe życie tak ambitnie, że niepowodzenie będzie nieuniknione. Jeśli człowiek chce za dużo osiągnąć, zaplanować, zrealizować, to jest stale z siebie niezadowolony. A może po to, by być z siebie zadowolonym, wystarczy robić rzeczy, które są potrzebne, godziwe, warte, dobre, bez wymagania od siebie więcej, niż można osiągnąć.

„Życie jest zbyt krótkie, żeby było małe”
Wiktor Osiatyński, Ludzkie sprawy.

Zaloguj się, aby oddać głos na tę historię

70 komentarzy. Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wpisać prawidłowy adres e-mail.